sekutnik sekutnik
351
BLOG

Suwerenność tkwi w szczególe

sekutnik sekutnik Społeczeństwo Obserwuj notkę 17

Jednym z najbardziej porażających przykładów niemocy polskiego rządu są bramki na autostradach. Rzecz tak kuriozalna, jak bramki, najzwyklejsze szlabany, potrafią skutecznie zepsuć wyjazd na urlop / powrót z urlopu tysiącom Polaków. Rzecz banalna, drobna, niewielka, a potrafi obrócić wniwecz wysiłek setek firm, które pod groźbą bankructwa jakoś te autostrady wybudowały. Po co nam wypasione systemy naliczania / zarządzania opłatami, skoro nie wywiązują się one z tak elementarnej funkcji, jak szybkość poboru opłat? To już lepiej zatrudnić na stałe inkasentów i dawać miejsca pracy.

 

Dlatego zadaję sam sobie pytanie: Czyżby w całym 38-milionowym państwie nie byłoby nikogo, kto potrafiłby w prosty sposób wdrożyć rozwiązania likwidujące te bariery? Czyżby skrępowanie przepisami, jakiego wszyscy w niemal każdej dziedzinie życia doświadczamy, musiało czynić z nas niewolników także za kierownicą, latem, na drogach, które miały z założenia być symbolem nowoczesności?

 

Fiskalna funkcja, jaką pełnią bramki, jest oczywista, nie ma sensu jej kwestionować, dlatego równie mocno co korki przed szlabanami irytuje mnie postawa rządzących, którzy od czasu do czasu, by ulżyć rodakom, szczególnie w okresie przedwyborczym, te bramki podnoszą, dając kierowcom nieoczekiwaną namiastkę igrzysk. Straty fiskalne są oczywiste…. każdy kierowca przecież jest gotów tę - nie oszukujmy się - nie aż tak znowu wysoką przecież należność uiścić, szczęśliwy, że oto nie naraża się na ryzyko stłuczki z traktorem, rowerzystą lub rozwalenia miski olejowej lub złapania gumy na lokalnych wybojach.

 

Problemem nie jest sam fakt poboru opłat, lecz niewydolność systemu jego pobierania, a więc odgórnie narzuconych nam pęt, które ograniczają wolność, jaką oferują autostrady. A rozwiązanie jest prostsze, niż mogłoby się wydawać, lecz wymaga od zarządzających autostradami po prostu odrobiny dobrej woli i elastycznego myślenia, oderwanego od litery drobiazgowych rozporządzeń. A o to, w kadrze urzędniczej, oczywiście najtrudniej.

 

Oto bowiem od dawien dawna lud europejski znał coś takiego, jak bilety na określoną kwotę. Sprzedawano dawniej takie w autobusach, kinach, teatrach… Po przekazaniu określonej kwoty uprawniony otrzymywał bilet kartonikowy czy papierowy i miał prawo udać się do danego lokalu, teatru czy przejechania określonego odcinka trasy. Tych odcinków autostrad mamy raptem znowu nie tak wiele, tak więc kombinacji biletowo-kwotowych wcale aż tak dużo nie będzie. Każdy średnio rozgarnięty inkasent po maturze powinien w kilka godzin to opanować.

 

Zaletą biletów na określoną kwotę (które przecież mogą zostać wydrukowane zawczasu w dowolnej ilości) jest to, że mogą być sprzedawane poza okienkiem (poza bramką autostradową), która jak wszystkim wiadomo stanowi wąskie gardło systemu płatnych autostrad, nie tylko w Polsce. Nie istotne jest przy tym, czy sprzedaż tego typu biletów powinna odbywać się w sieci kiosków Ruchu, czy przy pomocy osób stojących przy wjazdach na autostrady i kasujących należność do ręki. Osobiście preferowałbym to drugie rozwiązanie. Jednak istotne przy tym jest coś innego: oczywiste dla każdego ucznia podstawówki jest to, że zatrudnienie w najbardziej kluczowe dni wakacyjne i świąteczne kilku inkasentów / sprzedawców tego typu biletów nie powinno stanowić dla zarządcy autostrad zbyt dużego obciążenia finansowego, a korzyści prestiżowe byłyby przecież nie do ogarnięcia.

 

"Ale przecież korki powstają głównie przy zjazdach z autostrad!" - ktoś powie w przebłysku geniuszu…

 

Oczywiście że tak, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie temu, przy również - a może zwłaszcza - przy zjazdach ustawić inkasentów wyposażonych czy to w czytniki służące do odczytywania należności i pobierania wymaganych kwot (przy dzisiejszym stanie techniki takie czytniki nie są zbyt drogie, bądźmy szczerzy). Nawet gdyby co drugi pojazd obsługiwany był przez osobę takiego inkasenta, który na kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów zapuszcza się w gąszcz kolejki i pobiera od kierowców opłaty za przejazdy (przypuszczam, że w dniach szczytu można by w ogóle zrezygnować z konieczności kontrolowania tego, czy każdy opłacił przejazd…  po prostu odpowiednio przeszkolić inkasentów, by nie opuszczali pojazdów i pobierali całość opłat) i po prostu na widok uniesionego biletu podnosić szlaban, bo większość osób to jednak ludzie uczciwi i sami z siebie albo uiszczą inkasentowi należną kwotę, albo grzecznie zatrzymają się przed bramką i dokonają zapłaty).

 

Suwerenność nie zaczyna się od wielkich słów, szafowania honorem i zmiany nazw ulic. Suwerenność to możliwość dopasowania rzeczywistości pod swoje własne potrzeby i oczekiwania.

 

Ciekawy jestem, jak długo jeszcze będziemy niewolnikami sztucznych niewydolnych systemów, które same sobie narzuciliśmy.

 

To samo dotyczy podatków, służby zdrowia czy szkolnictwa. Niemniej przykład bramek przy autostradach jest tak oczywisty, że aż nie mogę uwierzyć, że rządzących nie stać na jego rozwiązanie. Naprawdę, nie trzeba osoby o kwalifikacjach ministra czy podsekretarza stanu, by ten problem rozwiązać teoretycznie i skutecznie wdrożyć go w praktyce.

 

Podobnie jak niekwestionowanym prawem blogera jest korzystanie z funkcji bana dla niechcianego komentatora i naprawdę nie trzeba uciekać się do pomocy prawników, administracji itd., by u samego siebie robić porządek, wedle naszych upodobań - że ucieknę się do blogerskiej analogii - podobnie też rząd powinien mieć realną władzę regulowania tego typu drobnych rzeczy, które skutecznie utrudniają nam codzienne życie.

sekutnik
O mnie sekutnik

xyz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo